Wielkie role (fragm.)
Wielkie role powstają przeważnie w wielkich przedstawieniach - w spektaklach o gorącej temperaturze, żywych myślowo, o wysokim poziomie sztuki reżyserskiej. Wprawdzie zdarza się, że takie role - jak gdyby wbrew warunkom - rodzą się na inscenizacyjnym i repertuarowym pustkowiu, ale są to wyjątki. Zaś ostatnia epoka, która z pozoru byłaby jednym wielkim wyjątkiem - epoka gwiazd, miała teatr, jak sama nazwa wskazuje, oparty na innych zgoła niż nasz dwudziestowieczny zasadach: jego racją bytu i warunkiem powodzenia był właśnie wielki solista. W minionym sezonie ról dobrych, ciekawych, świetnie napisanych była w repertuarze obfitość nadspodziewana (teatry zagrały trzysta sztuk), ale wybitnych kreacji, postaci pamiętanych tak wyraziście jak po latach Łatka czy Arturo Ui Tadeusza Łomnickiego, jak Cust w "Trądzie w pałacu sprawiedliwości" czy Goetz w "Diable i Panu Bogu" Gustawa Holoubka - zaledwie kilka. Za takie osiągnięcia uważam: Idalię Anny Lutosławskiej w krakowskim "Fantazym" Słowackiego (T. im. Słowackiego), Gustawa-Konrada Henryka Bisty w "Dziadach" wyreżyserowanych przez Macieja Prusa w Teatrze Wybrzeże, "Fantazego" Tadeusza Łomnickiego w przedstawieniu Teatru na Woli w Warszawie, Księcia Himalaj w "Operetce" Gombrowicza, zagranej przez Zbigniewa Zapasiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie oraz świetne trio Mieczysław Górkiewicz (Chłopecki), Stanisław Igar (Rożnowski) i Wojciech Ziętarski (Walewicz) z przedstawienia współczesnej sztuki polskiej Jerzego Żurka "Sto rąk, sto sztyletów" Jerzego Krasowskiego z T. Słowackiego w Krakowie. To byłyby role pierwszorzędne, niemal sprawiedliwie rozłożone pomiędzy Warszawę, Gdańsk i Kraków, co by potwierdzało regułę, że tylko tam, gdzie dramat i rola dla aktora w tekście zapisana, gdzie jest reżyser i zespół, mogą aktorzy tworzyć kreacje wielkie i pamiętne.>>>
<<< W trzy miesiące po "Fantazym" w Teatrze na Woli, na scenę Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy weszła "Operetka" Witolda Gombrowicza. Dyskusyjna mocno, gdy chodzi o interpretację tekstu Gombrowicza, zbyt bowiem jednowymiarowa i jakby sprzeciwiająca się pomysłowi autora, obsadzona przez zespół renomowanych aktorów tego teatru, ma jedną rolę zakomponowaną i wykonaną po mistrzowsku. Jest nią Książę Himalaj Zbigniewa Zapasiewicza. Tego aktora rekomendować nie trzeba. Szereg wielkich kreacji w tym roku nagrodziło najwyższe polskie wyróżnienie; Nagroda Państwowa za całokształt działalności. Ale ostatnia rola Zbigniewa Zapasiewicza ukazuje nie tylko mistrzowsko opanowany instrument aktorski, ale także umiejętność pokazania dzięki niemu kryjącej się we wnętrzu aktora wiedzy o świecie i ludziach, pewnej nadświadomości w stosunku do tego, co dzieje się na scenie i w stosunku do widza. Oczywiste jest, że warsztat Zbigniewa Zapasiewicza jest wspaniały: świetna postawa, głos jak dzwon, gest, a przede wszystkim słowo - nieskazitelna dykcja i inteligencja w podawaniu myśli, swoboda, ale i pełna świadomość znaczenia tekstu, sygnalizowana wyraziście, z naciskiem, ale też z umiarem, bez przesady i natręctwa. Gdyby na scenie panowała całkowita ciemność już tylko jego głos, czysty, głęboki, pełen barw znaczeniowych umiałby zarysować wszystkie cechy charakterystyczne postaci i sytuacji dramatycznej, od społecznej po towarzyską, od postury po wiek. Umiejętność bycia na scenie i dobranie właściwej charakteryzacji, właściwe mu także w wysokim stopniu - wydają się tu już nieoszczędnym nadmiarem i obfitością.>>>